poniedziałek, 16 lipca 2012

Body Arabica, czyli opalenizna w 5 minut...

No, może nie do końca w 5 minut. Raczej w 5 dni ;-).
Ostatni balsam brązujący kupiłam sobie hm... jakieś 4 lata temu. Był to produkt marki Dove. Niestety skutecznie zniechęcił mnie do stosowania specyfików samoopalających.
Jednak tydzień temu, będąc w Rossmannie, wypatrzyłam stojący na półce balsam Body Arabica. Długo zastanawiałam się czy warto kupić ten produkt, ale ostatecznie się zdecydowałam.


Oto co pisze producent:
Balsam brązujący Lirene Body Arabica to prawdziwy kawowy deser do codziennej pielęgnacji ciała. Stopniowo tworzy naturalną i delikatną opaleniznę, a specjalnie dobrane składniki zapewniają ucztę skórze. 
Bogata w olej z karotki i specjalny składnik samoopalający formuła, wzmacnia naturalny kolor skóry, nadając efekt naturalnej opalenizny. Specjalnie opracowany kompleks Slim, oparty na ekstrakcie z ziaren kawy arabskiej i ostrokrzewu paragwajskiego, wyszczupla i ujędrnia skórę, a zawarta witamina E dba o odpowiednie nawilżenie i kondycję skóry. 




Skład: /wersja do ciemnej karnacji/ Aqua, Paraffinum Liquidum, Ceteareth 20, Glycerin, Dihydroxyacetone, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate SE, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Panthenol, Citric Acid, Allantoin, Tocopheryl Acetate, Glycin Soya (Soybean) Oil, Ilex Paraguariensis Leaf Extract, Butylene Glycol, Coffea Arabica Seed Extract, PEG-60 Almond Glycerides, Cetyl Hydroxyethylcellulose, Beta-Carotene, Daucus Carota Saliva (Carrot) Extract, Tocopherol, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Parfum.


Cena: 13zł




Moja opinia:
Po 5 aplikacjach mogę wypowiedzieć się na temat efektów, jakie można uzyskać dzięki Body Arabice.


Z natury jestem bardzo, bardzo blada, więc wybrałam wersję dla jasnej karnacji (Cafe LATTE). Tym, co od razu spodobało mi się w tym kosemtyku, to jego zapach. Pachnie jak słodkie cappucino. Po aplikacji zapach ten utrzymuje się tylko ok. godziny. Następnie pojawia się woń samoopalacza.
Stosowałam ten kosmetyk także na twarz i (o dziwo!) nie zapchał mojej skóry. Za to olbrzymi plus.
Opalenizna na ciele pojawia się stopniowo i wygląda mega naturalnie. Nie wyglądamy jak pomarańczowa skwarka, a to chyba najważniejsze. Jedynym minusem jest dla mnie to, że po zaaplikowaniu kosmetyku na całe ciało, dłonie zaczynają baaardzo śmierdzieć samoopalaczem i trudno się tego pozbyć nawet szorując je bardzo dokładnie mydłem. W moim przypadku smród ten zniknął dopiero po ok. 2 dniach. Dlatego też lepiej zdecydować się na rozsmarowywanie tego balsamu w rękawiczkach (sic!).




Przed:


Po pięciu dniach stosowania balsamu:


6 komentarzy:

  1. będę go musiała w końcu wypróbować, bo słyszałam o nim duuużo dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe...takie wstrętne, deszczowe lato jest, że chyba zainwestuję w ten samoopalacz...pogoda nas nie rozpieszcza:/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładny efekt :)! Skuszę się, jak skończę Sun Ozon :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chociaż do tego typu opalenizny przekonana nie jestem, to efekt jest ładny :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. miałam go :)całkiem niezły jest

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie się nie sprawdził. W przeciwieństwie do tego masła Bielendy

    http://karolina-everydaypleasures.blogspot.ca/2012/07/idelana-opalenizna-dla-bladolicych.html

    OdpowiedzUsuń